DZIAŁANIA ANTYSPOŁECZNE

Nie zliczę, ile razy pisałem o konieczności budowy kanału łączącego jeziora Sasek Wielki z Domowym Dużym, a przy okazji o leżących w środku miasta akwenach. Kilka, a może nawet kilkanaście razy wspomniałem o korzyściach z tego płynących: zarówno ekologicznych, jak i turystycznych. Ale po co strzępić język. Do władz jakby nic nie docierało. A pies z nimi tańcował! Tylko niech nie liczą na głosy elektoratu w najbliższych wyborach. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby uprzytomnić sobie, że kanał i zagospodarowanie jezior w mieście, to pieniądze leżące na ulicy. Czyli - brak inwestycji powoduje kolosalne straty dla ludności Szczytna i okolic.

Nie powiem, wiele, szczególnie przed wyborami i na początku kadencji, o tym "krzyczano". Potem znalazło się sto argumentów przemawiających za tym, by kanału nie budować. Generalnie chodzi przede wszystkim o pieniądze. Nie ma ich. Jaka na to rada? Znaleźć kogoś, kto o te pieniądze potrafi się postarać. Mówicie, że nie ma takiego człowieka w Szczytnie? Nie wierzę.

Zdradzę Szanownym Czytelnikom pewną tajemnicę mojego warsztatu pisarskiego: jedna z pisanych przez mnie obecnie nowel zaczyna się sceną, w której bohater spaceruje po przepięknym parku nad jeziorami Domowymi. Nie muszę dodawać, że jest to nowela science-fiction. Ale nie szkodzi. Chciałoby się, aby to nie była tylko fikcja literacka.

W otoczeniu nie ma miejsc służących rozrywce dzieci i młodzieży. Brak ich pobudził rodziców z ulicy Sobieszczańskiego do zorganizowania zabawy dla dzieci na własnym podwórku. Postarali się nawet o darmową kapelę. Na całym świecie rady miejskie takiej inicjatywie by przyklasnęły, a nawet przymrużyły oczy na niektóre odstępstwa od przepisów porządkowych: bo społecznym inicjatywom trzeba sprzyjać i pomagać. Wszędzie - tylko nie u nas. U nas interweniuje policja i nakłada mandat za hałasy po godz. 22.00. Skandal możliwy tylko w Szczytnie i miastach o podobnej mentalności policji.

A można było przecież normalnie: pójść na miejsce zabawy, zwrócić kapeli uwagę, że zrobiło się późno, czas zwijać manele i rozejść się do domów. Nie wierzę, aby uczestnicy po wstępnych protestach (zabawa zawsze trwa za krótko) nie zakończyli wieczornej potańcówki. Wystarczyło trochę zrozumienia i psychologicznego przygotowania. Ale po to, aby postąpić właściwie nie trzeba było... spać na zajęciach w szkole policyjnej, gdzie z pewnością uczą jak postępować w podobnych przypadkach.

Tymczasem w czasie trwania tej interwencji do Jeziora Domowego Małego wrzucono 27 butelek po piwie, 40 puszek po tym zacnym napoju i 12 butelek po wódce. Puszek po śledziach w pomidorach nie liczyłem, więc nie wiem.

A policji przy tym nie było.

Marek Teschke

2005.08.31