Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej, a zarazem zapalony myśliwy, Leszek Mierzejewski zaliczył kolejną wpadkę. Tym razem w niewybredny sposób zaatakował radną Ewę Czerw. Nazwał ją m.in. „byłym prawnikiem” i „milicjantem”. Wszystko przez to, że ośmieliła się wyrazić swoją negatywną opinię o niektórych myśliwych. Radna poczuła się urażona.

Wigilijne przytyki myśliwego

ZEMSTA ZA POGLĄDY

Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej i szef komitetu wyborczego „Z Górską dla Szczytna” to zapalony myśliwy. Swoimi przemyśleniami na temat łowiectwa, i nie tylko, dzieli się na łamach lokalnych gazet. Niedawno w jednym z felietonów zatytułowanym „Wigilijne polowanie” odnosił się polemicznie do artykułu zamieszczonego w „Kurku” - „Selekcja czy mordowanie”. W gronie osób, których wypowiedzi w nim zamieściliśmy była radna, a zarazem prezes szczycieńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, Ewa Czerw. Mierzejewskiego zbulwersowały jej słowa o tym, że zna myśliwych, którzy „zabijają ponad miarę”. W swoim felietonie dał temu wyraz w mało elegancki sposób. Zamiast skupić się na meritum, zaatakował personalnie koleżankę z rady. Nazwał ją „byłym prawnikiem i pracownikiem WSPol” oraz „milicjantem”. Kpiąco zauważał, że instytucja, której szefuje Czerw, zajmuje się psami i kotami – w domyśle nie ma nic wspólnego ze zwierzyną leśną.

ODPOWIEDŹ RADNEJ

Ewa Czerw poczuła się mocno dotknięta tekstem Mierzejewskiego.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.