Niefrasobliwi robotnicy zatrudnieni na budowie dwóch nowych marketów przy ul. Wileńskiej spowodowali dwudniowe uwięzienie samochodów szefa i pracowników firmy „Skraw - Met” na terenie ich własnego zakładu.

Uwięziony szef i jego pracownicy

W minioną sobotę, rankiem, szef „Skraw - Metu” Wiesław Dzieżyk stracił wiele nerwów, kiedy usiłował wjechać na teren własnej firmy. Ta prosta z pozoru czynność okazała się niemożliwa do wykonania, bo tuż pod wjazdową bramą ział w ziemi spory rów, nie do sforsowania zwykłym osobowym autem. Wykopali go dwaj niefrasobliwi robotnicy z budowy supermarketów „Intermarche”, budując wjazd w nowo kładzionym chodniku.

ZNIKĄD POMOCY

- Kiedy z trudem opanowałem nerwy, powiadomiłem policję oraz straż miejską. Dzwoniłem też do wiceburmistrza, a potem do starosty, ale nic nigdzie nie wskórałem - relacjonuje zdenerwowany Wiesław Dzieżyk. Policjanci powiedzieli mu, że skoro nie naruszono przepisów bezpieczeństwa drogowego, nie będą interweniować. Straż miejska bez zbędnych wstępów wyjaśniła, że to nie ich temat. Z kolei wiceburmistrz zakomunikował, że ul. Wileńska to droga powiatowa i odesłał do starosty. Od starosty pan Wiesław usłyszał, że owszem, ulicą administruje powiat, ale w związku z budową marketów cały teren jest teraz pod pieczą miasta. Koło się zamknęło. Doprowadzony już nieomal do ostateczności, szef „Skraw - Metu” interweniował jeszcze u inspektora nadzoru budowy supermarketów Pawła Bielinowicza. Ten obiecał mu, że robotnicy zaraz załatwią sprawę i wjazd, choć prowizoryczny, będzie wkrótce gotowy. Dwaj fachowcy do wykopanego już rowku włożyli zwykłe krawężniki, przy nich ułożyli byle jak chodnikowe płytki i jeszcze od strony jezdni nasypali nieco piasku. Po tej robocie stwierdzili, że przejazd jest zrobiony należycie.

KLIENCI POSZLI Z KWITKIEM

Prawda, niestety, okazała się zupełnie inna - ani wjechać, ani wyjechać z zakładu się nie dało. Zmotoryzowani pracownicy „Skraw - Metu” poszli tego dnia do swych domów piechotą. Co

gorsza z kwitkiem odchodzili także klienci sklepu i hurtowni. Brak możliwości dojazdu samochodem dostawczym uniemożliwiał bowiem jakiekolwiek zakupy ciężkich metalowych elementów czy gotowych konstrukcji. W poniedziałek rano nic się w kwestii wjazdu nie zmieniło, ale inspektor nadzoru z budowy marketów przekonywał Wiesława Dzieżyka, że może śmiało wyjechać z zakładu na ulicę. Ten po krótkim wahaniu uległ namowom.

- Już przy pierwszej próbie pokonania wjazdu mój samochód zawisł nadwoziem na krawężnikach i ani do przodu, ani do tyłu - żali się przedsiębiorca.

Kiedy wydawało się, że nie ma żadnej nadziei na poprawę sytuacji, zjawił się starosta Jarosław Matłach wraz z inspektorem Wiesławem Kulasem z Urzędu Miejskiego. Dopiero ich interwencja spowodowała, że robotnicy nasypali piasek na krawężniki i odtąd jako tako można było wjechać lub wyjechać z zakładu. Pracownicy „Skraw - Metu” mogli nareszcie w poniedziałek po południu udać się swoimi maszynami do domu.

M.J.Plitt/Fot. M.J.Plitt