Roboty na Konopnickiej

Przebudowa ul. 1 Maja trwa na całego, zaś w ubiegłym tygodniu rozpoczęły się roboty ziemne na ul. Konopnickiej. Koparki drążą ziemię na niebywałą głębokość, bo stara poniemiecka kanalizacja jest tu tak nisko położona. Na miejsce starych rur kładzie się teraz nowe, dużo większej średnicy, co ma znacznie poprawić funkcjonowanie sieci sanitarnej - fot. 1. Zamieszanie z tego powodu jest spore. O ile bowiem stoją tu znaki drogowe informujące kierowców, że wjazdu w ul. Akacjową już nie ma, o tyle piesi są kompletnie zdezorientowani. Błądzą między zwałami ziemi a wykopami. Pewna pani prowadząca dziecięcy wózek utkwiła na amen w miękkim, rozkopanym gruncie. Gdyby nie pomoc ofiarnych robotników, nie wiadomo jak i kiedy dostałaby się do własnego domu - fot. 2.

Z kolei właściciel sklepu ze sprzętem RTV i AGD obawia się, że wkrótce nie będzie dojazdu do jego placówki. Jednak kierownik budowy Dariusz Zagożdżon uspokaja, twierdząc, że wykopy prowadzone będą etapami. Teraz dotarcie do sklepu możliwe jest od strony kościoła oraz ul. Korczaka. W następnym etapie, kiedy roboty ziemne przesuną się ku ul. Mickiewicza, dojazd do wspomnianej placówki będzie odbywać się ul. Akacjową.

ZANIEDBANE PIĘKNO

Nasza Czytelniczka, pani Krystyna, która często przechadza się alejkami parku im. Krzysztofa Klenczona ma kilka uwag co do jego nie najlepszego stanu. Skarży się, że już u wejścia spory pamiątkowy kamień zarasta powoli chwastami, a dalej jest jeszcze gorzej. Jedyne, co piękne w tym zielonym zakątku to nazwa pubu, a reszta... szkoda słów. Pełno tu niedopałków papierosów, żadnego kwiatka, ani krzewinki, jeśli nie weźmie się pod uwagę krzaków od strony jeziora, które są nieuporządkowane. Do tego dochodzą jeszcze stare, zużyte ławki. Park, zdaniem naszej Czytelniczki, jest zaniedbany, a przecież mógłby być taki piękny, gdyby tylko trochę o niego zadbać. „Kurek” wizytował to miejsce i trzeba przyznać, że z daleka ogólny widok nie przedstawia się najgorzej - fot. 3.

Pub nieźle prezentuje się na tle otaczającej go zieleni, jednak kwiatów rzeczywiście nigdzie nie widać, jest za to krzewinka. Z kolei ławki, łącznie z tą widoczną na zdjęciu są istotnie stare oraz zniszczone i kudy im do tych, które stoją dosłownie o krok dalej, czyli po obu stronach przystanku autobusowego pod ratuszem. Trawa jest świeżo skoszona, no i chwasty już nie atakują pamiątkowego kamienia, za to na tyłach pubowego tarasu ukryto wstydliwie stary betonowy kosz na śmieci o poobijanych brzegach i równie marny stolik do gry w warcaby lub szachy.

GRA KONTRASTÓW

Ów obszar zieleni, to doprawdy dziwny park. Przeplatają się w nim elementy piękne z brzydkimi. Niewątpliwą ozdobą jest wierzba, która fantastycznie rozłożyła swoje konary po ziemi, dając niezwykły, niepowtarzalny widok. Stała się przez to ulubionym tematem zdjęć miejscowych fotografików i fotoamatorów a także miejscem spotkań zakochanych. Wydaje się jednak, że drzewo powoli kończy swój żywot, bo momentami jego konary stanowią tylko cienki pasek samej właściwie kory i aż dziw, że ta część płożąca się po ziemi ciągle jeszcze wypuszcza zielone, soczyste liście - fot. 4.

Innym intrygującym elementem parku, ale już nie na plus, a zdecydowanie na minus jest alejka biegnąca w dół do jeziora od strony budynku sądu. Jej brukowana część, nie wiedzieć z jakiego powodu, kończy się niespodziewanie w połowie długości, co nawet zaintrygowało widocznego na zdjęciu ptaszka - fot. 5. Dodajmy jeszcze, że ów bruk jest dość wyboisty i trudny do sforsowania nie tylko dla dam na wysokim obcasie. Ciężko się po nim stąpa nawet w zwykłym sportowym obuwiu, a przecież park to miejsce relaksu, zatem spacer po alejkach nie powinien nastręczać jakichkolwiek trudności, a wręcz przeciwnie. Ponadto temu zakątkowi dała się też we znaki niedawna inwestycja - porządkowanie brzegów małego jeziora. Teraz, jak wiadomo, wokół tego akwenu biegnie elegancka, wyłożona kostką szeroka aleja. Gdy ją budowano, zlikwidowano, co oczywiste, starą dróżkę wyłożoną szarymi wielkimi płytkami. Jej trasa biegła nieco inaczej i niestety, kiedy usunięto płytki, ubytek zasypano piaskiem, a nie wyłożono darnią. Teraz jest to pas łysej ziemi, służący za skrót spacerowiczom, przez co nie ma nadziei, żeby się zazielenił w sposób naturalny. Gdyby bowiem cokolwiek wzeszło, zaraz zostanie rozdeptane butami skrótowiczów - fot. 6.

* * *

Jak dowiadujemy się w Urzędzie Miejskim, ów zakątek dzierżawi właściciel pubu, a w obowiązkach tej dzierżawy jest m. in. dbanie o przyległy teren. Zastępca burmistrza Krzysztof Kaczmarczyk, podobnie jak nasza Czytelniczka, nie jest jednak do końca usatysfakcjonowany stanem parku i dlatego wezwie dzierżawcę na rozmowę, głównie w sprawie niedokończonej alejki. Co się zaś tyczy skrótu, to, jak nam wyjaśnia, nie został on obsiany nową trawą z tej prostej przyczyny, że powstał tu naturalny szlak.

Teraz, nim miasto przystąpi do zagospodarowania tego skrawka ziemi, urzędnicy będą musieli wymyśleć jakąś naturalną przeszkodę, aby uniemożliwiła ruch pieszych, a jednocześnie nie szpeciła okolicy.

HIPOPOTAM MAZURSKI

Nieopodal Szczytna we wsi Dębówek mieszka pan Kazimierz Kakowski, który, jak twierdzi, stał się od niedawna posiadaczem jedynej w Szczytnie czaszki współczesnego... hipopotama.

Otóż któregoś dnia, przechodząc obok terenów zajmowanych przez Wyższą Szkołę Policji zauważył, że jacyś robotnicy drążą w ziemi niezbyt zresztą głębokie wykopy pod kabel elektryczny. W trakcie tych prac natrafili na dziwne kości. Wielce zaintrygowały one pana Kazimierza, gdyż wyglądały na pozostałości czaszki bardzo dużego zwierzęcia. Ponieważ robotnicy chcieli je pozostawić w ziemi, poprosił, aby mu je dali. Potem, gdy składał je w domu, doszedł do wniosku, że nie może być to nic innego, jak fragmenty czaszki hipopotama. Na zdjęciu - fot. 7 pan Kazimierz trzyma górną jej część, z której wyrastają hipopotamowi potężne kły. Jego znalezisko ich nie zawierało (w czaszce zostały tylko puste otwory, za to nieomal w komplecie były inne potężne zębiska, które w porównaniu z ludzką dłonią wyglądają tak - fot. 8. Zastanawiające jest, skąd wzięła się taka czaszka akurat w Szczytnie. Przecież nie było nigdy w naszym mieście zoo i hipcio nie uciekł także z cyrku, bo te nie mają w repertuarze tresury takich zwierzaków.

- Być może - dywaguje pan Kazimierz - było to trofeum myśliwskie jeszcze z czasów niemieckich, kto to wie...

A swoją drogą, to żyły kiedyś w Europie hipopotamy, ale wymarły przed ostatnim zlodowaceniem. W Polsce, niestety, nie natrafiono na skamieliny, choć takie odkryto w Grecji i na Wyspach Brytyjskich. Co ciekawe, starożytni Grecy sądzili, że hipopotam jest spokrewniony z koniem (hippos), stąd taka, a nie inna nazwa. Z kolei XX-wieczni naukowcy uważali, że najbliższym krewniakiem hipopotama jest nasza zwykła świnia. Dopiero najnowsze badania DNA u żyjących zwierzaków oraz testy molekularne skamielin wskazały, że hipopotamy stanowią wspólną rodzinę z waleniami, czyli wielorybami i delfinami (na podstawie: wikipedia.org).