Najgłośniejszy proces Mazur (8)

DALSZE LOSY

Ślepa wiara w Hitlera wywołała wojnę, która w 1945 roku przyniosła ówczesnym mieszkańcom Jedwabna zagładę ich świata. Nadejście Armii Czerwonej zakończyło pewien rozdział w historii tych terenów. Jak potoczyły się dalsze losy bohaterów wydarzeń z 1931 i 1932 roku? August Otto zmarł w 1947 roku w Ludwigslust w radzieckiej strefie okupacyjnej (tereny dawnego NRD). Prokurator Brey po drugiej wojnie światowej pracował jako prokurator w Dortmundzie. W 1962 roku przeszedł na emeryturę, w związku z czym doczekał się poświęconego sobie artykułu w „Westfälische Rundschau”. Fritz Sawitzki służył w czasie wojny w Wehrmachtcie. Zmarł w 1945 roku w wyniku ran odniesionych w walkach w Prusach Wschodnich. Policjant Kraffzick zaraz po procesie został przeniesiony z Jedwabna w inne miejsce.

KARIERA ADWOKATA VÖLLMERA

Adwokat Völlmer jako prawnik bezgranicznie oddany nazistom zrobił błyskotliwą karierę w III Rzeszy. Po procesie o rozruchy w Jedwabnie, jeszcze w tymże samym 1932 roku, u boku najlepszego adwokata NSDAP – samego Hansa Franka, późniejszego zarządcy Generalnego Gubernatorstwa – bronił w Królewcu nazistów biorących udział w napadzie na posła Waltera Schütza, redaktora „Königsberger Volkszeitung” Otto Wyrgatscha, radnego miejskiego Gustava Sauffa i prezesa rejencji królewieckiej Maxa von Bahrfeldta. Sauff zginął, Wyrgatsch i Bahrfeldt odnieśli rany. Część sprawców zbiegła do Austrii, resztę Frank i Völlmer wybronili. Te wydarzenia również odbiły się szerokim echem na świecie, komentował je nawet Tomasz Mann i przysporzyły Völlmerowi, u boku Franka, kolejnych „blasków” świetnego prawnika na usługach nazistów. Po dojściu hitlerowców do władzy Völlmer został nadprokuratorem w Królewcu. Następnie w 1935 roku stał się nadprokuratorem w Berlinie. Od 1 grudnia 1937 roku zajmował stanowisko prokuratora generalnego w Królewcu. W 1940 roku wydał książkę pod tytułem „Der Rechtsanwalt” („Adwokat”), stanowiącą ideologiczny podręcznik dla nazistowskich adwokatów. Wydała ją w Berlinie Centrala Pomocy Naukowych hitlerowskiego Niemieckiego Frontu Pracy (Lehrmittelzentrale d. Deutsche Arbeitsfront). Książka była jedną z części cyklu przeznaczonego dla niemieckich prawników, mającego na celu ich urobienie i wpojenie im postępowania według zasad hitlerowskiego prawa. Niemieccy prokuratorzy na przykład mieli swój podręcznik z tego cyklu, który oczywiście nazywał się „Der Staatsanwalt” („Prokurator”). Od 5 listopada 1941 roku do końca grudnia 1942 roku Völlmer był kierownikiem Wydziału Prawnego (Rechtsamt) przy Komisariacie Rzeszy na Ukrainę. W dniu 1 lutego 1943 roku został dyrektorem osławionego Wydziału Prawa Karnego w Ministerstwie Sprawiedliwości Rzeszy. Na stanowisku tym pozostawał do listopada 1944 roku. Jego los od 1945 roku jest nieznany.

PRZENIESIENIE LANDRATA

Landrata nidzickiego Deichmanna, wskutek zamieszania w sprawę rozruchów w Jedwabnie, jeszcze w 1932 roku służbowo przeniesiono na stanowisko landrata w Eschwege w Hesji (zachodnie Niemcy). W 1936 roku został landratem w Trewirze, skąd od 1939 roku współzarządzał także powiatem Saarburg. W 1945 roku, z racji funkcji pełnionych w nazistowskim państwie, został internowany. Pod koniec lat czterdziestych rozpoczął pracę w instytucjach finansowych. W 1952 roku objął kierownictwo administracji majątków landu Nadrenia–Palatynat (Rheinland – Pfalz) przy Wyższej Dyrekcji Finansów w Koblencji i sprawował je do emerytury. Po przejściu na emeryturę został przewodniczącym Ziomkostwa Prusy Wschodnie na land Nadrenia–Palatynat. Za czasów landratury w Nidzicy miał jednak inne plany na spędzenie swojej emerytury. Poślubił wówczas córkę właściciela majątku z Załusek, Nehbela. Po przejściu na emeryturę miał zamiar gospodarzyć w Załuskach. I tu ironia losu. Skandal związany z jego zamieszaniem w wydarzenia dotyczące zajść w Jedwabnie spowodował, że stracił posadę i musiał zadowolić się inną, w miejscu jakże odległym od Załusek. Następnie wojna wywołana przez hitlerowców, w których administracji aktywnie pracował, odebrała mu możliwość spędzenia emerytury w Załuskach. Deichmann zmarł 21 maja 1962 roku w Koblencji.

SOŁTYS O TRZECH NAZWISKACH

Rodzina Olschewskich z Dębowca w czasach nazistowskich zmieniła nazwisko na Rehberg. „Olschewski” brzmiało dla nich zbyt polsko. Jedynym, który tego nie uczynił był Karl Olschewski, jeden z synów sołtysa, którzy pobili Bogumiła Późnego. Sam sołtys Rehberg został zastrzelony podczas ucieczki w styczniu 1945 roku. Jego wóz konny zatrzymali pod Morągiem żołnierze radzieccy. Podczas rewizji wozu Rosjanie znaleźli pistolet i mundur członka NSDAP. Do sołtysa podszedł żołnierz o azjatyckich rysach, wyciągnął pistolet i czterokrotnie strzelił. Olschewski zginął na miejscu. Po II wojnie światowej sołtys Olschewski – Rehberg „ożył” w komunistycznej propagandzie i po raz kolejny zmienił nazwisko. W 1954 roku w „Nowej Kulturze” opublikowano reportaż Kazimierza Dziewanowskiego i Andrzeja Berkowicza z podróży po Mazurach. W jednym z fragmentów, noszącym tytuł „Herr Bauernführer Waleś grozi”, opisano wydarzenia w Dębowcu z końca 1931 roku. Sołtysa Olschewskiego ochrzczono tu nazwiskiem Waleś. Według owego reportażu, w domu sołtysa Walesia pobito Późnego. Pod koniec fragmentu autorzy piszą: Rok 1953. Jeden z mieszkańców Dębowca otrzymuje z Niemiec Zachodnich list następującej treści: „A spróbujcie się tylko przyznać do tego, że jesteście Polakami, to my się z Wami policzymy. Teraz to my nie będziemy tacy łagodni, już wiemy, jak się robi porządek z takimi świniami”. Pod listem zamaszysty, ale czytelny podpis: – Waleś.

W 1953 roku wieś Dębowiec już nie istniała, a sołtys Olschewski – Rehberg – Waleś nie żył od 1945 roku. Nie było zatem w 1953 roku żadnego listu, ani też jego nadawcy. Wymarła już wtedy wieś została wykorzystana dla celów propagandowych. Ostatnie zdanie tego fragmentu nie pozostawia wątpliwości: Wiele piszemy o zatrutych audycjach Wolnej Europy. Waleś nie otrzymuje wierszówki od Komitetu Wolnej Europy, ale wykonuje tę samą co on robotę.

„MY REICHSDEUTSCHÓW WŚRÓD SIEBIE NIE POTRZEBUJEMY”

W styczniu 1945 roku oddziały radzieckie wkraczały do Prus Wschodnich. Część mieszkańców Dębowca postanowiła uciekać. We wsi pozostali tylko starsi, którzy stwierdzili, że chcą pozostać w Dębowcu za wszelką cenę. Wśród nich był Bogumił Późny wraz z żoną. Po wkroczeniu Rosjanie wyłapali wszystkich mężczyzn z całej wsi. Zastrzelono ich. Kobiety zapędzono do piwnicy jednego z domów, a następnie wrzucono tam wiązkę granatów. Przed odejściem żołnierze podpalili wieś. Dębowiec obecnie nie istnieje. Po 1945 roku w opuszczonej, prawie całkowicie spalonej wsi mieszkało tylko kilka osób. W pustych budynkach swoją amunicję przechowywała operująca w tutejszych okolicach grupa leśna, należąca do oddziałów „Łupaszki”. Komunistyczne władze postanowiły, w ramach odwetu, zburzyć doszczętnie Dębowiec i kilka okolicznych wiosek, by stworzyć tu później poligon wojskowy. Mieszkańcom tych terenów ogłoszono, iż jest to kara za wspieranie zbrojnego podziemia. Cały plan władze zrealizowały do 1954 roku, wysiedlając mieszkańców 9 miejscowości, liczących w 1939 roku łącznie około 2500 mieszkańców. Wsie zostały zburzone, została po nich jedynie wieża kościelna w Małdze i dworzec kolejowy w Puchałowie. Poligon zlikwidowano na początku lat dziewięćdziesiątych. Syn Bogumiła Późnego, Walter, został po wojnie pierwszym starostą powiatu szczycieńskiego. Przestał być nim krótko po wydarzeniu jakie nastąpiło na zjeździe starostów z całego województwa, któremu przewodniczył szef władz wojewódzkich Mieczysław Moczar. W trakcie spotkania Moczar stwierdził: My reichsdeutschów wśród siebie nie potrzebujemy. Słowa te były skierowane do Późnego, który był jedynym starostą o mazurskim pochodzeniu. Niedługo po zjeździe Późny został aresztowany przez UB.

Sławomir Ambroziak