odc. 156

Jak powszechnie od wieków wiadomo „łaska pańska na pstrym koni jeździ”. Z drugiej strony klient to nasz pan. Jeżeli taki klient pojawia się ze swoim wypieszczonym pojazdem w samochodowym warsztacie to nie ma na świecie nikogo bardziej życzliwego dla klanu mechaników niż taki nieszczęśnik, którego czterokołowe toczydło zdychać zaczyna. Niech no tylko jeździdło odzyska werwę i ruszy na nasze wypieszczone mazurskie autostrady to klient o wdzięczności zapomina, na mechanikach psy wiesza. Gorzej nawet, gdyż umiejętności i życzliwość uzdrowicieli naszego żelastwa są ulubionym tematem towarzyskich i rodzinnych rozmów, a narzekanie jest przecież naszą ulubioną rozrywką. Bo przecież na samochodach i ich naprawie każdy przeciętny Kowalski zna się najlepiej!

Nic więc dziwnego, że inżynier Brzeziński, wybitny mechanik i działacz społeczny, siedział z ponurą miną przed laptopem, przeglądając mieszczneńskie nowinki na plotkarskim portalu.

- Wszystkiego się może człowiekowi odechcieć… - westchnął ciężko, przebiegając kursorem po ekranie.

- Co tam szefie, znowu nas obszczekali? – jego zaufany elektryk nie stracił jeszcze dobrego nastroju.

- Sam zobacz! Ankieta internetowa „Czy doświadczyłeś lekceważącego potraktowania przez mechanika?” I co?

- Eee tam, przejmować się byle czym. Jasne, że połowa przynajmniej zawsze będzie niezadowolona – skrzywił się lekceważąco elektryk.

- Jaka połowa, jaka połowa! – Brzeziński aż podskoczył – dziewięćdziesiąt jeden procent tych baranów uważa, że mamy ich …

- Tam, gdzie mogą nas pocałować… - sparafrazował elektryk znany od lat kabaretowy standard.

- No właśnie! – szef nadal się pienił.

Elektryk z zainteresowaniem spojrzał na ekran – Nie

ma tam niczego ciekawszego? Przecież nasz warsztat nie jedyny w Mieszcznie. To może akurat o nas nie chodzi?

- A o kogo?

- Na przykład o tę Powiatową Stację Obsługi, wiesz przecież co się tam dzieje, głośno ostatnio było.

- Też się mają o co czepiać… - westchnął ciężko Brzeziński.

- W końcu co taki pacan jeden z drugim wie o samochodach? Odpalić i jechać! A jak trwoga to do nas i naprawiaj, byle szybko i dobrze!

- No i za darmo, bo przecież każdy OC ma obowiązkowo! – dodał elektryk.

- Wiesz, jednak z tym rozpieprzonym kołem nie musieli gościa na ulicę wyganiać. Przegięli chyba trochę… Pojechał klient do Olsztyna, a tam mu nagadali, że to niebezpieczne, że z drogi mógł wypaść. Zupełny zanik etyki i koleżeństwa, żeby tak kolegom dupę obrabiać!

- I masz efekty… - kursor drżał na ekranie.

Siedzieli przez chwilę w zadumie nad niewdzięcznością klientów i upadkiem starych dobrych obyczajów zakazujących krytykowania pracy innych warsztatów.

- Podobno nawet jakiś wyrok był, że nie wolno zakazywać krytyki – skrzywił się elektryk.

- Co się na tym świecie wyprawia…

- O właśnie! Wyrok… - zaniepokoił się szef i gorączkowo zaczął przerzucać strony portalu.

- Myślisz, że opublikują – zaniepokoił się elektryk.

- A co ty myślisz… Czwarta władza, tylko czekają na taki numer! – dalej zmieniał strony.

- Jest, cholera! – westchnął ciężko.

- Tego nam jeszcze było trzeba – elektryk ulżył sobie rzeczownikiem zastępującym w mowie potocznej przecinek, choć w dystyngowanym świecie samochodowych mechaników podobno rzadko używanym.

To widzę, jak ta cholera Dolińska teraz chichocze! - jęknął Brzeziński.

- Ma satysfakcję… - zgodził się elektryk.

- I wolną rękę w ogródkach, kto jej tam teraz podskoczy jak nas już w zarządzie nie ma…

Pochylili się nad ekranem, czytając krótką notatkę.

- Wiesz co, nie spodziewałem się! – westchnął ciężko Brzeziński.

- Żeby taki nawet sąd był przeciwko nam? To musiał ktoś politycznie inspirować!

- Sąd?– zdziwił się elektryk.

- A dlaczego by nie? Nagonka przecież teraz na mechaników ze wszystkich stron!

- No, gdyby to był taki nasz tutejszy, to może by było inaczej, ale tam gdzieś daleko… Nie znają nas, nie wiedzą co możemy…

- A co my teraz możemy?! – zdenerwował się elektryk – Samochody naprawiać, to byle głupi potrafi harować od rana do nocy za psie grosze!

- Spoko stary, spoko… Nie odpuścimy?

- Są jakieś szanse? – elektryk spojrzał z nadzieją.

- Szanse są zawsze – Brzeziński wyłączył laptopa, odruchowo przetarł ręce szmatą i zamyślił się przez dłuższą chwilę.

- Co kombinujesz?

- A jakby tak z grubej rury? Jak taki Wójcik potrafił, to dlaczego nie my?

- Co nie my?! Myyyy? Aż do Warszawy? Naprawdę? Zobacz sondaże, nie mamy szans – pokręcił głową elektryk.

- To jest właśnie nasza szansa! Jedyni sprawiedliwi! Naprawimy, osuszymy to bagno układów!

Marek Długosz