odc. 145

Henio Krótki wyciągnął przed siebie długie nogi i głęboko zapadł się w wygodnym skórzanym fotelu. Ze smakiem roztarł na podniebieniu niewielki łyk starej dobrej whisky i przymknął oczy, choć widok wirujących za oknem ostatnich chyba tej zimy płatków śniegu wcale nie sprawiał mu przykrości.

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej… - z zadumy wyrwał go głos starego przyjaciela Włodka Maciejki.

- Jak za dawnych dobrych czasów… - westchnął Henio i prawie ze wzruszeniem spojrzał na wielki fajansowy kubeł, z którego Włodek pociągał kolejną prawie wrzącą porcję grogu starych murarzy.

W końcu nie widzieli się od dobrych kilku miesięcy, lecz stara przyjaźń pozostała.

- Gadaj, stary, gdzie się podziewałeś! – Włodka zżerała ciekawość, bo kilka esemesów jakie otrzymał od Henia przez ostatnie kilka miesięcy nic mu właściwie nie mówiło. Krótki zresztą nie był nigdy specjalnie utalentowany literacko.

Długo by gadać – westchnął Henio – kręciło się lody tu i tam…

- Budki chyba nie otworzyłeś? – roześmiał się Włodek.

Henio sięgnął do wytwornego skórzanego etui i wyciągnął żółto – czarną metalową rurkę. - Cygarko?

- Co ty, Heniu? Palisz? – żachnął się Włodek - Przecież rzuciłeś palenie parę lat temu!

- Eee tam, palę… Tak sobie lubię popykać, dobrze smakuje pod tę nalewkę na pluskwach – umoczył usta w szklance.

- Ja tam już tego świństwa nie tykam, nie chcę się znów przyzwyczaić – pokręcił głową Maciejko. – Szkoda zdrowia!

- Też tam gadasz! Jakie świństwo, oryginalna hawana! Trzydzieści jurasów sztuka! – Henio delikatnie ugniatał gruby, ciemnobrązowy walec.

- Ile? – Maciejko pochylił się w fotelu – To co ty tam, banki obrabiasz?

- Dosłownie to nie, ale coś w tym rodzaju. Tutaj banki mnie tyle lat obrabiały, a tam pracują dla mnie – błysnął w uśmiechu złotymi zębami. Srebrną gilotynką przyciął końcówkę cygara i zaczął w skupieniu opalać zapalniczką drugi koniec.

- Powiedz lepiej, co tutaj u nas słychać, naprawdę brakuje mi tego naszego grajdoła – wypuścił z ust kłąb aromatycznego dymu.

- Co tam w Mieszcznie może być ciekawego? – westchnął Maciejko – Idzie powoli jak krew z nosa. To już nie nasze stare dobre czasy, patrzą człowiekowi na ręce, cholera, z każdej strony!

- No chyba nie jest tak źle – Krótki rozejrzał się po eleganckim wyposażeniu przytulnego gabinetu, w którym podejmował go gospodarz. – Tego przecież nie było…

- Siedzę teraz częściej w domu, nie ma z kim właściwie pogadać, to sobie to jakoś urządziłem – uśmiechnął się skromnie zadowolony, że przyjaciel zauważył zmiany.

- Myślałem, że trochę ludziom teraz odpuszczą, że znów będzie można coś tutaj zakręcić jak tę cholerną kolejną erpe cholera weźmie. Nawet zacząłem myśleć czy nie wrócić…

- Eee tam, tylko gadania jest więcej – westchnął Maciejko. – Co w takim Mieszcznie można jeszcze zrobić? Bić się trzeba o każdy grosz!

- No to się musisz przyzwy-czaić, na świecie też nie inaczej. Na skróty już nie pojedziesz!

- Co racja to racja. Słyszałeś o Bąku? – Maciejko wzmocnił grog kapką spirytusu.

- Nie słyszałem, ale widziałem po drodze w Warszawie. W każdym sklepie jego he, he, he ekologiczną mazurską wieprzowinę można kupić. „Na naturalnych zielonych paszach” – roześmiał się i przymknął oko.

- Sam widzisz, haruje chłop, hodowlę rozkręca, mógłby jeszcze ze dwa razy tyle na rynek puścić. Moda teraz na zdrową żywność i idzie jak woda. Tylko gówno go zalewa. Nie ma już co z tym zrobić.

- Aaaa…, o tej gównianej gazowni mówisz, coś tam słyszałem, i co? - zaciekawił się Krótki.

- No to dogadał się z kim trzeba, plecy sobie załatwił jak trzeba, w Olsztynie i w samej Warszawie i nic z tego…

- Jak to nic, przecież sam wiesz jak on dobrze z Wójcikiem stoi, a szczególnie teraz. Kto mu podskoczy? Toczek mu z ręki je, pani Dolińska…

- Teoretycznie to masz stary rację - westchnął Maciejko. - Jeszcze ze dwa lata temu nie miałby żadnych kłopotów, tym bardziej, że zielona energia, Unia itepe… Pamiętasz jak było? Projekt unijny, Europa wymaga i takie tam bajery, i nikt nie podskoczył. Ale, cholera, ludzie się czytać nauczyli! Już ich nikt na bajer z Europą nie weźmie, skończyło się!

- I co, nie można jakoś tego przepchnąć? – zdziwił się Krótki – Z takim poparciem?

- Z jakim poparciem?! Stary! – żachnął się Maciejko. – Wystarczyło, że ludzie wrzask podnieśli, że im świńskie ekologiczne gówno będzie zdrowe mazurskie powietrze zatruwać to całe poparcie fiuuu… - rozłożył ręce. - Toczek udaje, że go nie ma, pani Dolińska siedzi jak mysz pod miotłą, Boryński udaje, że nie wie o co chodzi a reszta bąkowych, chociaż coś tam jeszcze próbuje nawijać nie ma przebicia.

- A Wójcik? – zdziwił się Henio, usiłując rozpalić zgasłe cygaro.

- O, Wójcik to ma teraz już inny kłopot i woli drugiego frontu nie otwierać, bo nie wiadomo czy mu się prorok znów do skóry nie dobierze!

- Co ty gadasz? Nawet jemu?! Za co?

- Za dobre serce dla koalicjanta. Kto by pomyślał, wyobrażasz sobie?!

- No to co mi tutaj opowiadasz, że nic się w Mieszcznie nie dzieje? – zdziwił się Krótki.

- Europa przy tym to nudny grajdoł!

Marek Długosz