odcinek 144

- Nie masz większych kłopotów? Przecież jemu chodzi tylko o to, aby się przypomnieć, że jeszcze żyje – Jurek Toczek założył nogę na nogę i wygodnie rozparł się w fotelu w gabinecie pani Dolińskiej.

- Może i masz rację… - zamyśliła się – ale coś w tym jest i nie daje mi spokoju.

Toczek roześmiał się. – Ma chłop fantazję, ale refleks szachisty. Obudził się jak już było wiadomo, że nic z tego nie będzie i walnął w bęben na wiwat. Taki już jest ten nasz Chruściel. Jak już budować, to na światową a przynajmniej europejską skalę, nic niżej go nie rajcuje. Tyle, żeby kiboli do Mieszczna przyciągnąć, bo o kopaczach to nawet on już chyba nie myśli, to trzeba by jakiś hotel albo i dwa z prawdziwego zdarzenia postawić. Nie musi być pięć gwiazdek, wystarczą trzy, ale uczciwe. A co mamy? Parę bud hotelopodobnych, noclegowni właściwie i to tylko na lato. Zimą pustki… Sama jeździsz po świecie i widzisz. Bez porządnego basenu, odnowy, kilku sal konferencyjnych nie ma szans, żeby interes kwitł przez cały rok. A widzisz takiego frajera, który zainwestuje tyle szmalu w nasze zadupie?

- Pomysł, chociaż spóźniony o pół roku, jednak jest niezły, taka okazja długo się już nam nie nadarzy – westchnęła. – Chciałoby się, żeby po człowieku coś w tym mieście zostało, coś takiego na długie lata.

- Na przykład ścieżka od rynku przez bagna … - roześmiał się Toczek - wszyscy wiedzą jak się nazywa, ale już prawie nikt nie pamięta kto to był.

Wstał i spojrzał przez okno na przedwiosenny pejzaż ze słońcem przebijającym się przez chmury. – Co ci się marzy? Przyznaj się, bo widzę, że nie usiedzisz dzisiaj na miejscu.

- Sama nie wiem…

- Nie wiem, nie wiem! Idzie ci przecież dobrze, dawno w Mieszcznie takiego spokoju nie było, mechanikami się jak na razie przejmować nie musisz…

- Jak na razie! – prychnęła – Nie darują, znasz ich. Stać ich na adwokatów i będą apelować do końca!

- I co z tego? Póki co możesz sobie tym głowy nie suszyć. Pamiętasz, jakie walki tu odchodziły? Jak się Długal z Dyrektorem i Chruścielem po szczękach targali? To dopiero bywały zabawy! A teraz spokój, cisza, można myśleć o przyszłości…

- Właśnie myślę… - westchnęła. – No powiedz sam, co nam najbardziej na następnych kilka lat będzie potrzebne?

- Robota dla ludzi i to młodych, żeby nam nie uciekali. Zobacz, jak się nam Mieszczno starzeje, niedługo to trzeba będzie jeszcze ze dwa domy dla staruszków postawić i hospicjum na dodatek…

- Może to i jakiś pomysł jest? – zastanowił się Toczek – Starszych ludzi będzie coraz więcej nie tylko u nas, ale i w całej Polsce. Ba, w Europie! – zapalił się.

- A może i na świecie, co? Jakbym Chruściela słyszała, epidemia wielkości cię dopadła?

- No nie, gdzie tam… - zmitygował się trochę – Ale pomysł przyznaj się, jest. Klimat u nas dobry, powietrze świeże…

- I pada tylko przez dziesięć miesięcy w roku, a reszta to już tylko słońce i słońce, Floryda prawie… - zachichotała.

Toczek lekko się obruszył. – Jak masz lepszy pomysł to mów… Tylko żeby znów to nie była jakaś gówniana gazownia, bo nas elektorat na taczkach wywiezie zanim się obejrzymy.

- Nie śmiej się tak lepiej z tego, jeszcze nie wiadomo co będzie. Sam Wójcik przecież… - tutaj zasłoniła nagle dłonią usta – Ech, lepiej nie gadać!

- No to nie gadaj i tak wszyscy wiedzą – tym razem roześmiał się Toczek.

- Wiesz, może i mam jakiś pomysł… - wróciła do tematu rozmowy.

- Właściwie to już mi dawno po głowie chodziło, ale Chruściel jeszcze… No właściwie to on ma rację, tylko nie tak od razu, ale jakby tak na kilka lat rozłożyć? Tylko że sama tu nie poradzę. Moje miejskie ogródki trochę za małe.

- Zaraz, zaraz, co rozłożyć?

- Gazety czytasz? W każdej gminie mają być superboiska z pełnym wyposażeniem, oświetleniem i czym tam jeszcze trzeba, zgadza się? I to z państwowym dofinansowaniem.

- No tak, nawet już o tym przecież mówiliśmy, bo mało którą gminę będzie stać na własny udział w takiej imprezie.

- No widzisz, jakby tak dobrze poszukać dobrego miejsca…

- To znaczy jakiego? – nie łapał jeszcze Toczek.

- No gdzieś na styku pomiędzy Mieszcznem i gminą, i żeby tam jeszcze zostało sporo gruntu na rozbudowę, to już byśmy mieli dwa takie boiska, czyli coś na początek – łapiesz?

- No chyba tak, tylko czy tak można? Nie przyczepi się ktoś?

- A dlaczego miałby się przyczepić? Że patrzymy przyszłościowo? – zdziwiła się – Najlepiej zresztą, żeby obok było jakieś jezioro, las…

Toczek założył ręce na głowę i przymknął oczy. – Zaczynam powoli to widzieć, tak jakby to rozłożyć na jakieś dziesięć lat…

- Ale wszystko teraz zależy od ciebie, bo to już nie moje ogródki tylko twoja działka.

- No i trzeba by znaleźć kogoś sensownego, żeby to od początku do końca poprowadził. Tak naprawdę z wyobraźnią.

- Jakby nie patrzeć jest o czym pomyśleć – zgodziła się z uśmiechem. – Kogo jak kogo, ale młodych to na pewno przyciągnie.

Czy taka rozmowa odbyła się naprawdę? Trudno wyczuć, ale przecież mogła się odbyć, w końcu wszystko zaczyna się od dobrego pomysłu.

Marek Długosz