Tylko nieliczni gminni urzędnicy wykazują jakiekolwiek dochody, ale za to większość z nich ma zasobne konta. Wśród radnych przeważają rolnicy, prowadzący dość dochodowe gospodarstwa.

Zarobki zerowe, konta obfite

Ponad połowa urzędników i kierowników gminnych jednostek w Rozogach żyje bardzo oszczędnie, w oświadczeniach majątkowych przyznając się do zasobnych kont. To "polski cud gospodarczy" biorąc pod uwagę fakt, że zaledwie 6 z 18 osób osiąga dochody z tytułu zatrudnienia. Dokładnie trzech urzędników wykazuje dochody innego rodzaju, w tym dyrektor przedszkola w Rozogach Elżbieta Litwińczyk (renta rodzinna, choć bez podanej wysokości), skarbnik gminy Danuta Pszczółkowska, która z umów zleceń "wyciągnęła" 5048 zł. Także sekretarz gminy Łucja Litwińczyk przyznała się do zarobków na poziomie 2880 zł, pozyskanych dzięki udziałowi w ubiegłorocznym spisie powszechnym. Trudną więc, zapewne ma sytuację sekretarz gminy, bo do kolejnego spisu powszechnego daleko, a zostało jej niespełna trzy lata, by spłacić dwa kredyty w łącznej wysokości 43,5 tysiąca złotych.

Pozostałych 9 osób, zobowiązanych do składania oświadczeń majątkowych, nie ujawniło w nich jakichkolwiek dochodów, zapewne więc... żyją z przyzwyczajenia. Na czele z wójtem Józefem Zapertem, który "z niczego" uskładał na koncie 14 tysięcy złotych. Nie jest w tej materii najlepszy, bo bardziej zasobny jest Zbigniew Kudrzycki, dyrektor szkoły podstawowej w Rozogach i radny powiatowy w jednej osobie. Przy dochodach (w pełni ujawnionych) ze stosunku pracy, na poziomie 45 606,81 zł i z umów zleceń - 16 277,6 zł uskładał 70 tysięcy złotych i 130 euro. Również Alina Dąbrowska, dyrektor SP w Orzeszkach, uzbierała 35 670 zł. Natomiast Krystyna Dąbkowska, kierownik rozoskiego GOPS-u, zaoszczędziła 25 tysięcy złotych i 170 dolarów USA. Mniej oszczędna jest skarbnik gminy, która zgromadziła "tylko" 12 tysięcy złotych.

Żyją z rolnictwa

Wśród 15 radnych aż 10 to rolnicy. Ośmiu ma się nieźle, bo osiągają dochody, a raczej przychody, choć w żadnym oświadczeniu majątkowym nie ma śladu o tym, że radni te dwa pojęcia rozróżniają. Najlepiej na rolnictwie wychodzi Wiesław Czajkowski, który z 25,86 ha wyciąga 120 tysięcy złotych. Nieco mniej, bo 115 tysięcy, radnemu Janowi Drężkowi przysparza 32,55 ha.

Nie ma natomiast korzyści z 14,41 ha radny Krzysztof Bałdyga. Pracuje, bo jest pełnomocnikiem małżonki i zarządza jej sklepem spożywczo-przemysłowym, ale najwyraźniej żona mu nie płaci, bo dochodów nie ujawnia.

Z rolnictwa zrezygnował wiceprzewodniczący Rady Gminy Romuald Kaczmarczyk, który swoje 10,5 ha oddał w dzierżawę, ale altruistycznie, bo dochodów owa dzierżawa mu nie przynosi. Choć, jak podaje w oświadczeniu, jest pracownikiem fizycznym (gdzie - nie wiadomo), to z tego tytułu zarobków żadnych też nie ma. To wszystko nie przeszkodziło wiceprzewodniczącemu uskładać na koncie 16 tysięcy złotych, co stawia go na pierwszym miejscu wśród gminnych radnych.

Także Stanisław Czyż co nieco uzbierał, a dokładniej 15 tysięcy. Niezwykle to oszczędny człowiek, skoro udało mu się to przy dochodach... 300 zł rocznie, uzyskiwanych z tytułu świadczenia usług budowlanych, a swój dom wycenił na 1 200 000 zł!

Jadwiga Ostrouch, pielęgniarka, z pracy dochodów nie czerpie, ale uzyskała 2075 zł z gospodarstwa hodowlanego. Jaką ono ma powierzchnię i jakiej jest wartości - nie wiadomo, w stosowne rubryki bowiem radna wpisała określenie "nie dotyczy". Może zatem owo gospodarstwo nie ma powierzchni i wartości w ogóle? No, ale najważniejsze, że przynosi dochód, nawet jeśli niezbyt wielki.

Podobne zyski na poziomie 2 tysięcy złotych, "wyciągnęła" radna Zofia Kosiorek ze swoich 1,26 ha. W codziennej egzystencji pomaga renta (6381,67 zł) i "sołtysowanie", które przysporzyło jej 1678,33 zł.

Halina Bielawska

2003.07.09