Po nieotrzymaniu absolutorium burmistrz Bielinowicz otrzymał kolejny cios od Rady Miejskiej. Przewodnicząca Ewa Czerw rozwiązała z nim umowę, na podstawie której mógł korzystać z samochodu służbowego, także do celów prywatnych. Radni domagają się również od burmistrza, aby on i jego podwładni jak najszybciej wykorzystali zaległe urlopy, by miasto uniknęło konieczności wypłaty wysokich ekwiwalentów.

Zaległe urlopy władzy

KARA OD RADY

O tym, że burmistrz nie przestrzega umowy dotyczącej korzystania z pojazdu służbowego informował na ostatniej sesji Rady Miejskiej radny Henryk Żuchowski.

- Umowa mówi wyraźnie, że jest on użyczony burmistrzowi, tymczasem jeździ nim kto chce - alarmował lider opozycji. Rada Miejska, przyjmując te uwagi, postanowiła, że najlepiej będzie jak prowadzeniem auta zajmie się specjalnie do tego zatrudniony pracownik. W zatwierdzonej korekcie budżetu zarezerwowano na ten cel odpowiednie środki finansowe. Kilka dni później przewodnicząca rady Ewa Czerw rozwiązała umowę z burmistrzem na użyczenie mu samochodu służbowego, według której mógł po godzinach wykorzystywać pojazd także do celów prywatnych, płacąc 1 zł za przejechany 1 km.

Bielinowicz jest tym faktem zaskoczony. Sądził, że umowa zostanie zmodyfikowana, ale nie rozwiązana. To oznacza, że nie będzie już mógł wykorzystywać auta do wyjazdów prywatnych.

Przyznaje, że zezwalał na jazdę samochodem w celach służbowych swoim naczelnikom, ale, jak zapewnia, kierował się tylko zwykłą ekonomią. Niecelowym było bowiem odrywanie od zadań konserwatorskich drugiego upoważnionego do prowadzenia służbowego auta pracownika, zatrudnionego w Gospodarstwie Pomocniczym.

- Skoro naczelnicy mają prawo jazdy, niech załatwiają sprawy bez odrywania innych od pracy - tłumaczy Bielinowicz.

Podobny mechanizm korzystania ze służbowego pojazdu obowiązuje w innym mającym swoją siedzibę w ratuszu urzędzie - Gminy Szczytno.

- Każdy z moich podwładnych może jeździć naszą nubirą w celach służbowych - mówi wójt Sławomir Wojciechowski. - Skoro mają prawo jazdy, bez sensu byłoby, aby towarzyszył im jeszcze kierowca.

Decyzję przewodniczącej rady Paweł Bielinowicz odbiera jako kolejną próbę upokorzenia jego osoby.

- Taką trzeba płacić w Szczytnie cenę za niezależność burmistrza od radnych - komentuje całą sytuację.

NIEWYKORZYSTANE URLOPY

To nie koniec problemów, jakie ma ostatnio burmistrz z Radą Miejską, zdominowaną przez opozycję.

Radni domagają się od niego, aby jak najszybciej wykorzystał zaległe urlopy. Jacek Gontarzewski zasugerował podczas sesji Rady Miejskiej, że burmistrz celowo tego nie robi, aby po odejściu z urzędu otrzymać finansowy ekwiwalent.

Przewodnicząca Czerw ubolewała natomiast, że mimo wcześniejszych deklaracji burmistrz nie udał się na odpoczynek w lutym br.

- Wystosowałam do niego pismo przypominające, że powinien przestrzegać planu urlopów, ale nie mam takich środków, by go do tego zmusić - narzekała przewodnicząca obiecując, że zastanowi się, jakie w tej sytuacji podjąć kroki.

Burmistrz Bielinowicz ma niewykorzystany cały urlop za 2005 rok i 20 dni za rok 2004. Razem 46 dni. Skąd tyle zaległości?

- Ciągle pojawiają się jakieś problemy, a wtedy jestem zmuszony przesuwać termin wypoczynku. Na pewno nie czynię tego celowo - zapewnia burmistrz. Jako powód niewykorzystania urlopu zaplanowanego na początku tego roku podaje nieprzewidzianą kontrolę urzędu przez RIO. Tych samych argumentów używają także skarbnik miasta Hanna Żylińska (niewykorzystany urlop za 2004 i 2005 rok) i sekretarz urzędu Elżbieta Burlińska (2005). Niewykorzystany urlop za 2005 ma także zastępca burmistrza Danuta Górska.

Czy uda się wszystkie zaległości nadrobić do końca bieżącej kadencji?

- Będziemy się starać - odpowiada burmistrz, dodając, że właśnie udaje się na tygodniowy wypoczynek.

EKWIWALENT DLA POPRZEDNIKÓW

Wypominanie burmistrzowi przez opozycję niewykorzystanych urlopów skłoniło radnego Roberta Siudaka do sięgnięcia pamięcią w przeszłość. Podczas sesji rozdał radnym skserowany artykuł z "Super Expressu" sprzed czterech lat opisujący wysiłki ówczesnego przewodniczącego rady Stanisława Makowieckiego, próbującego zmusić do wykorzystania zaległych urlopów ówczesnego burmistrza. Piastujący ten urząd Henryk Żuchowski ani myślał poddać się naciskom.

- Mnie nikt w ratuszu nie zastąpi, bo są takie sprawy, które tylko burmistrz może załatwić. A jak mnie ludzie wybiorą, to nie będzie żadnej sprawy - mówił reporterowi ""SE".

Ludzie nie wybrali i trzeba było Żuchowskiemu zapłacić ok. 10 tys. zł za 44 dni niewykorzystanego urlopu. Nieco mniej budżet miasta kosztował ekwiwalent za 37 dni wypłacony jego poprzednikowi Andrzejowi Kijewskiemu.

Andrzej Olszewski

2006.05.17