Muzyka jest dla niej wszystkim, bez niej nie wyobraża sobie życia. Kocha jazz, ale nie stroni też od innych gatunków. Sama mówi o sobie, że jest wokalistką emocjonalną, bo w śpiewaniu liczy się umiejętność przekazywania uczuć. Wiele lat spędziła poza krajem, występując wraz z mężem Chorwatem w zagranicznych klubach. Od kilku miesięcy znów mieszka w Szczytnie i realizuje swoją pasję, tworząc nowy zespół, Regina Jazz Trio, w którym oprócz jej małżonka gra również szczycieński gitarzysta jazzowy Robert Otwinowski.

Urodzona do śpiewu

SZCZYCIEŃSKIE LATA

Regina Rosłaniec ze Szczytnem związana jest od dziecka. Urodziła się co prawda w Wielbarku, ale jej rodzice szybko przenieśli się do stolicy powiatu. Tu przyszła artystka spędziła ponad trzynaście lat, chodząc do szkoły podstawowej i muzycznej. Jako dziecko uczęszczała na zajęcia kółka tanecznego, udzielała się także w zespole wokalnym działającym w Szkole Podstawowej nr 1.

- Były to czasy, kiedy w Szczytnie działo się bardzo dużo jeśli chodzi o kulturę - wspomina Regina Rosłaniec.

W szkole muzycznej uczyła się gry na skrzypcach, choć początkowo nie bardzo jej to odpowiadało. Wolała śpiewanie i fortepian, ale o wyborze innego instrumentu zdecydowało to, że podczas egzaminu okazało się, że jest obdarzona nieprzeciętnym słuchem muzycznym.

- Dyrektor szkoły stwierdził wtedy, że muszę iść na skrzypce - opowiada Regina Rosłaniec.

SUKCES W KRAKOWIE I KONTRAKT

Mając niespełna czternaście lat, kontynuowała swoją edukację w Olsztynie, ucząc się w średniej szkole muzycznej. Nadal pociągało ją śpiewanie, choć nie było ono dobrze postrzegane przez nauczycieli, którzy uważali, że uczniowie powinni zajmować się przede wszystkim nauką. Trafiła do Zespołu Pieśni i Tańca Kortowo, w którym grała na skrzypcach. Działalność w nim, choć niezwiązana ze śpiewaniem, okazała się owocna, bo umożliwiła młodej artystce pierwsze zagraniczne wyjazdy. Udzielała się również w kortowskich klubach studenckich. Wtedy dowiedziała się o lokalnych przesłuchaniach do Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Ku swojemu zaskoczeniu, wygrała eliminacje olsztyńskie. Występ na festiwalu okazał się jej dużym sukcesem i otworzył drogę do kariery.

- W Krakowie dostałam wyróżnienie. Wtedy zdecydowałam, że na pewno będę śpiewać - mówi.

Występ na festiwalu zaowocował znajomością z Wojciechem Młynarskim i Markiem Grechutą, którzy zobowiązali się otoczyć opieką młodą wokalistkę. Wydawałoby się, że przed pochodzącą ze Szczytna artystką kariera stoi otworem. Los zdecydował jednak inaczej. W 1983 r. otrzymała propozycję wyjazdu na zagraniczny kontrakt do Jugosławii.

- To były bardzo ciężkie czasy, potrzebowałam pieniędzy i dlatego zdecydowałam się na wyjazd. Wtedy chyba nie do końca miałam świadomość, z czego rezygnuję - wspomina wokalistka.

ZNÓW W SZCZYTNIE

Po kontrakcie w Jugosławii występowała także we Francji. W drugiej połowie lat 80. ponownie koncertowała w jugosłowiańskich klubach. Wtedy też poznała swojego przyszłego męża, Joszko. Odtąd grali już we dwoje. Objechali niemal całą Europę, występowali także w Afryce. Jesienią ubiegłego roku Regina Rosłaniec wraz z mężem zamieszkała w Szczytnie, choć nadal regularnie bywają także w Chorwacji, gdzie mają dom. Niedawno małżeński duet przekształcił się w trio - do muzyków dołączył szczycieński gitarzysta jazzowy Robert Otwinowski. Grupa myśli też o poszerzeniu składu o basistę i perkusistę. W planach jest też nagranie autorskiej płyty. Na razie trio szlifuje repertuar koncertowy. Muzycy niedawno wystąpili w Pasymiu, a za kilka dni, 29 maja będzie ich można usłyszeć też w szczycieńskim Pubie „9”. Regina Jazz Trio ma w swoim repertuarze standardy jazzowe, pieśni neapolitańskie, ale też klasyki muzyki rockowej, jak choćby „Imagine” Johna Lennona. Artystka myśli również o tym, by propagować śpiewanie wśród młodych mieszkańców Szczytna. Lokalne życie kulturalne uważa za dość ubogie.

- Tak nie może być. Przecież atmosferę miasta tworzy kultura, nic więcej. Powinno być tu miejsce na różne gatunki i style, byle tylko istniał jakiś wybór - uważa artystka.

MUZYKA JAK NARKOTYK

Unika określeń gatunkowych na scharakteryzowanie swojej działalności artystycznej.

- Nie kategoryzuję się jako wokalistka jazzowa. Wolę raczej określenie „wokalistka emocjonalna”, a jazz to właśnie sposób wyrażania siebie w swobodnej formie. W gronie swoich idoli wymienia wielkie damy światowego jazzu - Dee Dee Bridgewater i Ellę Fitzgerald, ale lubi także muzykę rockową i bluesową. Na pytanie o to, czego nigdy w życiu by nie zaśpiewała, odpowiada:

- Disco polo, które ostatnio bardzo się w Polsce rozpowszechniło. Dziwi mnie, że w kraju o takiej kulturze, gdzie słuchało się Marka Grechuty, Ewy Demarczyk czy artystów związanych z Piwnicą pod Baranami, coś podobnego zyskało popularność wśród młodych ludzi.

Bez występów i codziennych prób Regina Rosłaniec nie wyobraża sobie życia. I choć, jak przyznaje, dola muzyka w Polsce w porównaniu do krajów zachodnich, nie jest lekka, to jednak śpiewanie to jej wielka pasja.

- Muzyka jest jak narkotyk. Jak raz się jej spróbuje, to nie można przestać.

Ewa Kułakowska/Fot. A. Olszewski