Droga Przyjaciółko "Kurka",

już myślałem, że ten rok będzie taki pokręcony, jak wiosna i lato. A tu tymczasem jesień nam znormalniała i jest szansa, że ta najpiękniejsza pora mazurskiego cyklu rocznego będzie taka jak zwykle, czyli przepiękna, pełna grzybów, kolorowych liści i obfitości owoców, których smaki znane są tylko naszym leśnym zwierzętom i ptaszkom.

Niemniej jednak, coś straciliśmy. Trudno mi wytłumaczyć co, bo uczucie to raczej należy do sfer psychicznych. Postaram się wytłumaczyć, o co mi chodzi.

W czasach, kiedy byłem jeszcze dość młody i silny, lubiłem wybrać się do znajomych "na żniwa". Wtedy każda para rąk do czegoś się przydawała. Pracą prostą i nie wymagającą zbyt wielkich umiejętności była zwózka snopów z pola do pracującego w pobliżu stodoły kombajnu. Czynność, którą względnie opanowałem polegała na podawaniu snopów z pola na wóz drabiniasty. Należało tylko uważać na kierunek ułożenia snopka na końcu wideł. Trzeba też było, niestety, mieć trochę siły w grzbiecie, by partner stojący na wozie mógł snopek chwycić i ułożyć go w odpowiedni sposób: kłosy musiały być skierowane do środka. Nie jestem niezdarą o dwóch lewych rękach do roboty, więc czynność opanowałem szybko. Jedyną moją bolączką był fakt, że pod koniec dnia nieźle "łupało" mnie w krzyżach. A do największej przyjemności należało, po zjedzeniu obfitej kolacji, ułożenie się gdzieś w cieniu i rozprostowanie kości, zmuszanych przez cały dzień do ciągle powtarzającej się czynności. Leżąc na kilku snopkach w kącie stodoły odczuwałem coś, czego trudno nie nazwać inaczej, jak zadowoleniem z dobrze spełnionego obowiązku.

Wierz mi, Droga Przyjaciółko, że jest to uczucie wspaniałe i czasami udaje nam się doświadczać go także w innych przypadkach. Na przykład, gdy zamierzona przez nas praca zostaje wykonana nad wyraz dobrze, o co sami siebie nawet nie podejrzewaliśmy.

Wiele zadowolenia może nam przynieść np. pomoc ludziom starszym czy schorowanym. Często przecież obserwujemy niedołężne babcie, dźwigające ciężary ponad ich siły. Spróbujmy im pomóc. I to nie dlatego, że taki mamy obowiązek, ale dla własnej satysfakcji. Często w takich przypadkach osiągamy podwójną przyjemność czy radość z udzielonej pomocy. Po pierwsze: podobną do tej, jaka nas spotykała przy pracy w polu z widłami w rękach, a po drugie dlatego, że okazaliśmy miłość czy bodaj szacunek osobie, której pomagamy. Czasami może nam się to wydawać dość dziwne, że zamiast pójść z kolegami do pubu na piwo, wolimy spędzić popołudnie z dziadkiem na działce przy jesiennych wykopkach marchwi czy buraczków. Nie wstydźmy się tego uczucia i nie traktujmy tego jako wyraz naszej szczególnej troski.

Przekonacie się bowiem, że siadając wieczorkiem na ławeczce pod altanką i pogryzając zbyt wcześnie zerwane jabłko będziemy odczuwać satysfakcję z tego, że tak właśnie powinniśmy uczynić. Że okazaliśmy uczucie komuś, komu było ono potrzebne bardziej nawet niż nasza pomoc widłami amerykańskimi.

Pozdrowienia

Marek Teschke

2006.09.27