Trafił na Mazury przypadkiem. Trafił i został na ponad 40 lat. Proboszcz wielbarskiej parafii należy do niewielu w Polsce księży o tak długiej posłudze.

Góralska dusza

POCZĄTKI

Ksiądz Marian Kaim wychowywał się w beskidzkiej wsi Słopnice. W 1954 roku po maturze zgłosił się do seminarium w Tarnowie. Zbyt późno dostarczył jednak papiery i z powodu dużej liczby kandydatów nie został przyjęty. Rok później ponownie próbował szczęścia w rodzinnych stronach, ale i tym razem bez powodzenia. Dlatego na miejsce studiów wybrał seminarium w odległym Olsztynie. Po otrzymaniu święceń kapłańskich, w kwietniu 1961 roku 25-letni ks. Marian Kaim został skierowany do Dzierzgonia pod Malborkiem, gdzie pełnił posługę wikarego.

- Trzy lata później trafiłem do Wielbarka. Wtedy proboszczem był ks. Ryszard Domagała - opowiada ks. Marian Kaim.

Po śmierci zasłużonego dla parafii proboszcza, przejął jego obowiązki. Kościołem pod wezwaniem św. Jana Nepomucena w Wielbarku opiekuje się już od 42 lat.

SERCE PRZYSZŁO NA MAZURY

Ks. Marian czuje się silnie związany z Wielbarkiem. Księża z rodzinnej parafii namawiali go do powrotu wiele razy. Zawsze spotykali się z odmową.

- To z zemsty za to, że mnie nie przyjęli do seminarium w Tarnowie - żartuje proboszcz. - Chociaż lubię jeździć w góry w wakacje i tam mieszka moja siostra, to jednak tu bardzo zżyłem się z parafianami.

W jego pamięci szczególnie zapisał się obraz nowosądeckich hal i rozciągniętych łanów zboża.

- Całe wakacje pracowałem w górach na roli, przy żniwach. Tata zginął w 1947 roku w wypadku. Został potrącony przez pijanego kierowcę. Mama została sama, ale miała kawałek ziemi, więc każdego lata jeździłem do pomocy - wspomina.

ŚPIEWY NA TRZY GŁOSY

W niedzielę 23 kwietnia w kościele pw. św. Jana Nepomucena odbyła się uroczysta msza z okazji 45-lecia posługi kapłańskiej ks. proboszcza Mariana Kaima. Obfitowała w mnóstwo niespodzianek, które parafianie przygotowali z myślą o księdzu. Zaśpiewała miejscowa scholka, dzieci recytowały także wierszyki, a starsi dziękowali za lata posługi. Jednak największym zaskoczeniem dla ks. Kaima okazał się występ góralskiego zespołu "Słopniczanie". W ludowych strojach przyjechali z daleka, by wspólnie z parafianami odśpiewać pieśni liturgiczne, "Sto lat" i złożyć podziękowania w gwarze góralskiej.

- Wasz ksiądz to pierwsza pomoc przy każdych rekolekcjach - zwracał się do wiernych w okolicznościowym kazaniu proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w Szczytnie ks. Edward Molitoris. - Jak widzicie znajduje czas nie tylko dla was!

Na uroczystość przybyli również księża z rodzinnej parafii. Ks. Stanisław Krzywonos przytoczył kilka anegdot związanych z życiem jubilata.

- Podczas któryś odwiedzin ks. Mariana w Słopnicach miałem nadzieję trochę rozerwać kolegę. Ale ksiądz uparł się, że będzie spowiadał. Spowiadaliśmy jednocześnie. Z tą różnicą, że u mnie konfesjonał świecił pustkami, a do księdza Mariana ustawiła się długa kolejka!

PIERWSZY KIBIC

Oczy proboszcza śmieją się na myśl o sportowym hobby.

- Jestem kibicem wszelkich dyscyplin sportu - wyznaje. Zamiłowanie proboszcza do piłki nożnej, szczególnie w wykonaniu miejscowej drużyny - Omulwi Wielbark, znane jest wszystkim parafianom. - Cieszy mnie, że chodzi na wszystkie mecze. Przez to jest tak blisko ludzi - podkreśla pani Anna z Wielbarka.

Ks. Marian z zapałem śledzi też poczynania Adama Małysza.

- Sam też lubię jeździć na nartach. Mam je nawet na plebani. Jak byłem młodszy i szczuplejszy to jeździłem w Ciemnej Dąbrowej z górecki - wspomina.

KSIĄDZ Z POCZUCIEM HUMORU

Proboszcza najbardziej martwi to, że wiele dzieci wielbarskiej parafii musi wychowywać się w trudnych warunkach.

- Ojcowie rodzin wielodzietnych nadużywają alkoholu. Tacy ludzie wszystko przepijają. Tak jednak jest na każdej parafii - mówi proboszcz.

Oprócz problemu alkoholizmu, ks. Mariana martwi też niska frekwencja na niedzielnej mszy.

- W Wielbarku tylko 19% mieszkańców chodzi do kościoła, szczególnie niewiele uczęszcza dzieci. A w Słopnicach we mszach uczestniczy aż 86% parafian!

Parafianie wypowiadają się z życzliwością na temat swojego proboszcza. Cenią niezwykłe poczucie humoru i góralski charakter.

- Jest księdzem niekonfliktowym, zawsze chce dobra ludzi. Rozumie sytuację materialną parafian, nie żąda wielkich sum na utrzymanie kościoła. Prosi tylko o tyle, ile jest konieczne - mówi pani Mariola, parafianka.

Dzięki hojności wiernych w wielbarskim kościele zbudowanym w 1880 roku pomalowano ściany, odnowiono stacje drogi krzyżowej i naprawiono organy. Obecnie trwa remont zniszczonego podczas burzy ogrodzenia.

Co sprawia, że nie tylko dzieci postrzegają proboszcza, jako "wesołego księdza"?

- Jego bezinteresowność jest czasami odbierana jako naiwność - twierdzi wikariusz, ks. Bogumił Wykowski - ale on ma to w naturze. Można tu mówić o Bożym darze.

Ksiądz Marian skupia wokół życzliwych ludzi. To sprawia, że wciąż cieszy się bardzo dobrym zdrowiem i poważaniem wśród wiernych.

Zapytany o to, czego życzyłby sobie na najbliższe lata z okazji jubileuszu, ks. Marian Kaim nie namyśla się długo.

- Dobrego zdrowia i żebym mógł pozostać na parafii w Wielbarku.

Katarzyna Abramczyk

2006.05.03