Odcinek 39

- Wiosna za progiem, panowie, wiosna! - Włodek Maciejko rozparł się w czeluściach wielkiego skórzanego fotela stojącego przed buzującym ogniem kominkiem.

- Jaka wiosna, gdzie ty ją widzisz? Piłeś coś od samego rana? - Henio Krótki spojrzał w wielkie tarasowe okno, za którym szalała kolejna śnieżyca. Nie widać było nawet nieodległej linii starego lasu otaczającego posiadłość Maciejki.

- Faktycznie, jak tak popatrzeć z zewnątrz, to do wiosny jeszcze daleko. I w kalendarzu, i za oknem, chociaż... - Leśniewski jak zawsze nie chciał do końca zajmować stanowiska nawet w kwestii pogody.

Prominenci mieszczneńskiego biznesu z zadowoleniem spoglądali na siebie. Od dawna nie spotkali się w takim gronie, nikłym, lecz mogącym zdecydować praktycznie o wszystkim, co może wydarzyć się w mieście w najbliższym czasie. I w bardziej odległym także.

- Jak sobie chcecie, ale dla mnie to już wiosna i to nawet późna wiosna! Tempus ostro fugit! - Maciejko wyciągnął krótkie nogi i z zadowoleniem siorbnął z wielkiego parującego kubka pokaźny łyk grogu starych murarzy.

- Czyli chyba musimy już pogadać o jesieni? - Leśniewski wrzucił do szklanki kilka kostek lodu i zalał je porcją czarnego Glen Orchy, którą wybrał spośród kilkunastu różnych butelek stojących na podręcznym barku.

- Przestańcie pieprzyć! Wszyscy wiedzą, że jesienią mamy sobie wybrać skład ratusza, ale po co się tak spieszyć? Nie pali się! Dużo jeszcze się może zmienić! - Henio Krótki wychylił kieliszek zmrożonej Finlandii.

- No to panowie, jakie propozycje? Kogo obstawiamy? - zadając to pytanie Leśniewski zachował dla siebie możliwość uchylenia się od wyrażenia własnej opinii, zanim wypowiedzą się jego partnerzy. Henio Krótki wprost przeciwnie, nie wahał się ani chwili.

- Jaki problem, tylko popatrzcie kto i jak przebiera nogami! - chętnych aż za dużo, do wyboru do koloru!

- Za dużo... To dobrze, czy źle? - gospodarz podrapał się po łysinie. Lubił, gdy uważano go za niezbyt kumatego i niejeden dał się złapać na tę starą sztuczkę. Ale w tym gronie znali się zbyt dobrze.

- No to mamy Długala - zaczął wyliczać Henio.

- Tak jak by już go nie było, leży na deskach! - roześmiał się Maciejko.

- Ale z obiegu jeszcze nie wypadł, zawsze może się przydać - Leśniewski umoczył usta w dzwoniącej lodem szklaneczce.

- Chruściel, rzecz jasna, Rysio Bańka... - kontynuował Krótki.

- Jak Chruściel to nie Rysio i odwrotnie - zwrócił uwagę Maciejko - w końcu jadą razem i na jednym wózku.

- Ale jak przyjdzie co do czego, to może się okazać, że nie w jedną stronę - uśmiechnął się Leśniewski.

- Wiesz coś? - zainteresował się Henio.

- Jak trzeba będzie to się dowiem, Mecenas trzyma rękę na pulsie. Sprawa z Alaską nie jest jeszcze zakończona. Jak pieprznie, to niejednemu się nogi zatrzęsą!

- To jednak prawda? - zainteresował się Maciejko.

- Zobacz, co podpisali i czy w ogóle podpisali, co?

- Tak, to może się przydać - Henio z zadumą pogłaskał oszronioną butelkę - ale kogo tam jeszcze mamy?

- Jasne, że Dyrektor! Ten to dopiero nogami przebiera! - roześmiał się Maciejko.

- Tak, dla niego to być albo nie być... Jak się teraz nie załapie to jest skończony. I układ ma dobry, co by nie powiedzieć - Leśniewski spojrzał pytająco na Krótkiego. - Co o tym myślisz?

- Układ może ma, może nie ma, a może dopiero mieć - Krótki też chciał być tajemniczy. - Pani prezesowa też nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

- Pani Stasia? - Maciejko roześmiał się szeroko. - Spoko, tu nie widzę możliwości. - Klepnął się znacząco po kieszeni.

- Wałach? - Leśniewski spojrzał na Maciejkę, który tylko się skrzywił.

- Cholera, co za miasto. Od piętnastu lat ci sami ludzie! Nie ma tu nikogo z głową między uszami? Przyrząd do noszenia kapelusza już mi się znudził! - wkurzył się Krótki.

- Jak ktoś nieumoczony, to dureń... - Maciejko opróżnił do dna swój kubek.

Zapadła długa, męcząca cisza przerwana w końcu dzwonieniem kostek lodu w szklance Leśniewskiego.

- Panowie, to kto w końcu będzie dla nas najlepszy? - dramatycznie zabrzmiało pytanie Maciejki.

- A może znajdziemy kogoś nowego, co? - w głosie Henia czuć było prawie rozpacz.

- Nowego, a kto na niego zagłosuje? - wątpił Leśniewski.

- Czemu nie, w końcu jak zawsze będzie się liczyć tylko nasza forsa. A kto ją dostanie, to już nasza sprawa - podsumował Maciejko.

- Słuchaj! - Krótki spojrzał na Leśniewskiego. - A może tak ty byś zechciał, co? Przecież to żadna robota. Przy naszej harówie to właściwie sanatorium, nie?

- Właściwie dlaczego nie? Cholera, że już dawno na to nie wpadliśmy! Ty, to by było ekstra! - Maciejko klepnął przyjaciela w plecy.

- Z choinki się chyba urwaliście! - roześmiał się Leśniewski i cmoknął kolejny łyk whisky.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.02.15